Od kilku, a może nawet kilkunastu lat utarł się u mnie pewien wakacyjny rytuał czytelniczy - w każde wakacje czytam jedną z dwóch książek. Naprzemiennie, więc jeśli w zeszłym roku powtarzałem pierwszą z nich, to w tym przyszła kolej na drugą, za rok znów ta pierwsza - i tak w kółko bodaj od 1990 roku :-) Powstały w ten sposób dwuletni interwał czasowy jest akurat odpowiedni, żeby za ponowną lekturą odrobinę zatęsknić. A te dwa wiekopomne dzieła to zza oceanu "Na południe od Brazos" i rodzime "Raz w roku w Skoroławkach". W tym roku wypadły "Skiroławki". Co jest takiego niezwykłego w tej niegdyś (nie za mojej pamięci, w roku jej wydania miałem 6 lat) skandalizującej, wręcz oskarżanej o pornografię książce?