Ernest Hemingway, "Wyspy na Golfsztromie" Wydane pośmiertnie (nie one jedne z dorobku Hemingwaya) "Wyspy" to przejmujące studium radzenia sobie z poczuciem straty; na wielu poziomach, a z każdym kolejnym etapem - na poziomach coraz głębszych, jak kolejne kręgi piekielne. W wątkach byłych żon, zwłaszcza ukochanej pierwszej, w relacjach z rzadko widywanymi synami, łatwo dopatrzeć się tropów autobiograficznych. Podobnie jak w postaci głównego bohatera, mieszkającego na Karaibach samotnego malarza Thomasa Hudsona, odbija się sam autor, ze swoją szorstką, skrytą wrażliwością, z kultem męskiej siły wymieszanym z pogmatwanym życiem emocjonalnym. Trzeba przyznać, że jest to mieszanka, czy raczej koktajl, jedyny w swoim rodzaju; model mężczyzny równie ponadczasowy co Humphrey Bogart w swoim nieśmiertelnym prochowcu. Pierwsza część "Wysp" ma niepowtarzalny klimat raju, tyle że jest to raj tuż przed utratą. W przebieg ostatniej wizyty trzech ukochanych synów, prz