Przejdź do głównej zawartości

New York, New York (Magdalena Rittenhouse, "Nowy Jork: Od Mannahatty do Ground Zero")

"Fascynujące!" - to słowo jako pierwsze wyrwało mi się po skończeniu lektury książki Magdaleny Rittenhouse, polskiej dziennikarki, mieszkającej od kilku lat nieopodal nowojorskiego Times Square, w samym sercu Manhattanu. Choć trzeba na wstępie zaznaczyć, że wbrew tytułowi nie jest to książka o całym Nowym Jorku, a "tylko" o jego centralnej i najważniejszej części - Manhattanie.


Książka Rittenhouse niewiele ma wspólnego z przewodnikiem, nie całkiem mieści się też w definicji reportażu. Wędrówka po kolejnych dzielnicach Manhattanu w kolejnych rozdziałach, jest każdorazowo punktem wyjścia dla "portretu miejsca", sięgającego w niektórych przypadkach aż czasów Kolumba. Rittenhouse z równą swobodą posiłkuje się przy tym przeprowadzonymi przez siebie wywiadami, jak i wypowiedziami archiwalnymi - znalezionymi w prasie z ubiegłych dziesięcioleci, w opracowaniach historycznych, pamiętnikach, wyszperanych w zbiorach muzealnych i bibliotecznych. Swoją wędrówkę zaczyna, niczym odkrywcy tego lądu, od wybrzeży wyspy. Specyficzna narracja, płynnie przeplatająca topograficzną wędrówkę po mieście z retrospektywną refleksją na temat nieistniejących już - bądź mocno zmienionych - miejsc, tworzy z każdego rozdziału interesującą analizę zmieniającej się roli społecznej poszczególnych charakterystycznych punktów w tym mieście. Zresztą większość z nich znana jest na całym świecie, choćby tylko ze słyszenia bądź z przetworzeń kulturowych. Czynszowe kamienice Lower East Side, w których gnieździli się emigranci z całego niemal świata - w tym zakamarki Małej Italii i irlandzkiego zakątka Five Points - znane są choćby z filmów Scorsese i książek w rodzaju "Prochów Angeli" Franka McCourta. Poznamy historię tak flagowych miejsc Manhattanu jak Wall Street, Times Square, Central Park, Broadway czy park High Line. Niebywale ciekawe są też dzieje New York Public Library i wyjątkowa architektura dworca Grand Central.

Ale kluczem polskiej dziennikarki do zrozumienia tej niezwykłej metropolii są ludzie. Rittenhouse, jak wspomniałem wyżej, chętnie oddaje głos mieszkańcom i zarazem współtwórcom Manhattanu - od pracowników Tenement Museum (zajmuje się dokumentacją dziejów emigracji w NY i mieści się w sercu Lower East Side), przez redaktora naczelnego New Yorkera, twórców Central Parku (ponad 3 km2 powierzchni zielonej!), architektów ufundowanego na nieczynnym wiadukcie kolejowym cudnego parku High Line, po bibliotekarzy z NYPL, architektów, finansistów i artystów. Fotografa Jacoba Riisa, który jako pierwszy uwiecznił potworne warunki życia, panujące w nowojorskich czynszówkach. Malarza Jacksona Pollocka - tej głęboko tragicznej postaci poświęcony jest tekst, który początkowo opowiada o historii dawnej dzielnicy bohemy artystycznej Greenwich Village, ale szybko przeradza się w emocjonalny monograficzny esej o tym jednym twórcy. Ale to tylko dowodzi, że najważniejsi w tej książce są ludzie; takiej dygresyjnej eseistyki jest tu zresztą dużo. Słowem - mamy okazję poznać niezwykłych pasjonatów, ludzi z wizją, którzy uwierzyli w swoją misję i w American Dream, i z mniejszymi lub większymi trudnościami zrealizowali ją, nierzadko poświęcając jej całe życie. Pozytywnych wariatów, którzy dostali od losu szansę i potrafili ją wykorzystać. Niespokojne duchy. Kuci na cztery nogi ludzie interesu. Tak różni, ale emanujący podobną fantazją i energią. Są wśród nich zwykli mieszkańcy - świadkowie historii i teraźniejszości Nowego Jorku, od mieszkańców wspomnianych slumsów przez fascynującą czarnoskórą asystentkę milionera J. P. Morgana, świadka ataku na WTC, czytelników nowojorskiej książnicy, aż po samą autorkę. Bo książką tę wielokrotnie prowadzą indywidualne, osobiste, wręcz intymne odczucia Magdaleny Rittenhouse, zgłębiającej dopiero tajemnice swojego nowego miasta. Ta osobista perspektywa, obecna szczególnie silnie w końcowych partiach poświęconych Times Square, nieopodal którego mieszkała autorka, pięknie domyka przyjętą koncepcję i ustawia Magdalenę Rittenhouse gdzieś na końcu długiego szeregu odkrywców, na którego początku majaczy Henry Hudson, XVII-wieczny angielski żeglarz, który jako pierwszy biały człowiek pojawił się u ujścia rzeki opływającej od północy wyspę Mannahatta - rzeki nazwanej później jego nazwiskiem. 

Początkowo raziła mnie niewielka ilość zdjęć, ale myślę, że to zabieg świadomy. W obecnych czasach cała dokumentacja ikonograficzna jest dostępna w Internecie, więc słusznym był wybór tylko kilku fotografii - za to są to zdjęcia niebywale wprost nastrojowe. I trafnie uzupełniają ten fascynujący, pełen empatii wobec ludzi i miejsc, portret niezwykłego miasta.

Ode mnie: 5,5 / 6

Fot. M. Rittenhouse, źródło: strona Autorki

Na ucho może być tylko to: George Gershwin, "Rhapsody In Blue"


Źródło książki: DKK przy WBP w Lublinie.
Tekst wybrany recenzją miesiąca (września 2015) w konkursie Instytutu Książki.  


Książka ze zbiorów DKK przy WBP w Lublinie
 http://hl.wbp.lublin.pl/wbp/index.php/dyskusyjne-kluby-ksiazki.html



Komentarze

  1. Wahałem się, czy to czytać, ale widzę, że warto. Chociaż z "serii amerykańskiej" pierwszeństwo będzie miała biografia Arethy Franklin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, warto. Zaskakująco osobista książka jak na taki moloch jak NY - chwilami wręcz intymna. Ja z kolei w tej serii zasadzam się na "Imperium księżyca w pełni", a z pokrewnych tematycznie muszę koniecznie nadrobić "Dziennik amerykański" Julii Hartwig.

      Usuń
    2. Mnie by jeszcze interesowała książka o Detroit, bo mam słabość do wytwórni Motown:)

      Usuń
    3. Ale to słabość przedniego sortu :)

      Usuń
    4. Z pewnością, w każdym razie tak się pocieszam:)

      Usuń
  2. Komentarz do Twojego ostatniego akapitu: Niby tak, w dobie internetu zdjęcia w tego typu książkach są niepotrzebne. Z drugiej strony uważam to za pójście na łatwiznę przez autora i redakcję. Najlepsze byłoby rozwiązanie kompromisowe: Zgromadzić i opisać zdjęcia związane z tematem, wrzucić je na jakiegoś Flickra, a w książce dać tylko link.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się wtrącę - to raczej nie jest chodzenie na łatwiznę, tylko cięcie kosztów.

      Usuń
    2. Pewnie obaj macie rację, ale nie przeszkadza to tak bardzo, bo materiału w necie jest ile dusza zapragnie - od historycznych zdjęć Riisa z Lower East po wirtualne spacery po High Line.

      Usuń
    3. Akurat nie lubię się odrywać od lektury, żeby oglądać obrazki w internecie:)

      Usuń
  3. "Nowy Jork. Przewodnik niepraktyczny" Kamili Sławińskiej - polecam. To również nietypowy "przewodnik", niekoniecznie szlakami turystycznych "must see".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam o nim z tekstu Joanny Janowicz, której zdanie bardzo cenię - choć ona nie była "przewodnikiem niepraktycznym" jakoś zabójczo zachwycona. Ale chcę przeczytać tak czy owak.

      O, tu: https://direlasua.wordpress.com/2011/08/10/spacer-po-nowym-jorku/#more-2015

      Usuń
  4. Zachwyt zabójczy to pewnie byłoby ciut za dużo, ale rzecz godna uwagi - jak najbardziej. Trzeba przeczytać, a potem pojechać, o! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele bym dał, żeby odwiedzić Stany w ogóle, a NY w szczególności. Na razie czytam i odkładam pieniądze - w ZUS ;-)

      Usuń
  5. Seria amerykańska jest jedną z ciekawszych na naszym rynku. Czekam na rzecz o Arethecie Franklin, a i Nowym Yorku planuję poczytać.
    pozdrawiam
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jest świetna. Poza wymienionymi wyżej (nie tylko przeze mnie) mam też wielką ochotę na "Śladami Steinbecka". Ale najpierw muszę uzupełnić zaległość w postaci "Na wschód od Edenu" (tak, wiem, trochę wstyd nie znać).

      Usuń
    2. Ja też jeszcze nic Steinbecka nie czytałem. Niestety..
      tommy z Samotni

      Usuń
    3. Tym razem ja się trochę wtrącę ;) Też jestem wielką fanką serii amerykańskiej i też będę polować na Steinbecka. Ale polecam również "Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith, bo klimat NY lat 60 jest tam niesamowity, artystyczna bohema przewalająca się gdzieś między uliczkami, a do tego jeszcze ciekawe przemyślenia na temat sztuki, literatury i życia w ogóle...

      Usuń
  6. Interesująco się zapowiada, tym bardziej, że w przyszłym roku raczej na pewno odwiedzę NY, więc wypadałoby przeczytać;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz