Nie przepadam za Wojciechem Cejrowskim; zraził mnie do siebie jeszcze w dawnych latach programu TV "WC-kwadrans". Nigdy nie czułem więc potrzeby sięgania po jego książki podróżnicze, zwłaszcza, że ten gatunek to nie jest obecnie mój mainstream . Ale na widok książki o Arizonie podekscytowałem się nieco - Ci którzy mnie znają widzą, że mniej więcej w tych właśnie okolicach czułbym się najbardziej na swoim miejscu. Skłamałbym, gdybym powiedział, że Cejrowskiemu nie zazdroszczę. Stąd do lektury "Wyspy..." zabrałem się z ciekawością i bez uprzedzeń. Książka jest zresztą cudnie wydana, na papierze imitującym stary, zakurzony egzemplarz. I co?