Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

Portret rodzinny we wnętrzu (Jacek Dehnel, "Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya")

Już dwa tygodnie zastanawiam się, co napisać na temat "Saturna"; w międzyczasie aż zdążyłem skończyć "City" Baricco. Z jednej strony staram się nie wpadać w gromkopierdny ton bezkrytycznego zachwytu, z drugiej - wzorem Kalio chyba dam sobie prawo do nie-bycia-krytycznym na moim własnym blogu; ostatecznie książki po które w końcu sięgam, przechodzą długą karencję i ostry odsiew - i w efekcie niewiele książek przeczytanych uznaję za chybione. Gdybym miał wątpliwości, czy "Saturn" nie będzie stratą czasu - nie przeczytałbym pewnie. A i tak czekał niemal rok, co świadczy, że podchodziłem do niego z pewną rezerwą. Nie wiedziałem, czy w czarnych obrazach odnajdę fascynujący koszmar, czy pretensjonalny koszmarek. Sam Dehnel potrafi być w moim odczuciu zarówno uroczo wyrafinowany, jak i właśnie denerwująco pretensjonalny. I to niekiedy jednocześnie. Francisco de Goya, 1826 (dwa lata przed śmiercią, mal. V. López y Portaña, repr. Wikimedia Commons) Ju

To the "City" (Tyrmand, Dehnel, ząbkowanie i cała ta zima...)

1. Zacząłem "Dziennik 1954" Tyrmanda i porzuciłem po jakichś 50 stronach, może nawet mniej. Pewnie jestem niesprawiedliwy, bo oczywiście ludzie w każdych, nawet najbardziej trudnych czasach mają prawo chcieć normalnie żyć, ale nie mogłem pozbyć się odpychającego wrażenia trywialności problemów szanownego autora (skądinąd akurat rówieśnika). Rozumiem, że absurdem jest wymagać od kogokolwiek rozdzierania szat w obronie gnijących w więzieniach akowców, aresztowanych księży, itd. itp., rozumiem, że prawdopodobnie w moim spojrzeniu na lata 50. perspektywa historyczna zafałszowuje obraz codziennego życia - ale coś mnie trafia, kiedy czytam, jakim to problemem jest nielubienie przez władzę pasiastych skarpetek Leopolda. Poza tym - opisy postaci z otoczenia dobre, celne. Ale wracające złośliwostki pod adresem małoletniej partnerki - nuda do spodu po drugim razie. Najlepsze ze wszystkiego to charakterystyka młodego Herberta. Koniec końców "Dziennik" oddałem koledze z działu

Zima nade mną. Josif Brodski

Przezimujemy tutaj, za czarnej okładki płotem, przenikanym z tej strony wzrokiem, a z zewnątrz chłodem, przezimujemy, piórem rozszczepiając niby siekierą słowa, w sągi składając literę za literą.  W sobotę minęła 16. rocznica śmierci Brodskiego. Od tego dnia chodzi za mną fragment z pięknego poematu "Część mowy", który dał tytuł temu blogowi, ale też idealnie oddaje mój obecny stan ducha, cały nastawiony na przeczekanie, przezimowanie właśnie. Do Brodskiego dotarłem przez Czyżykiewicza; był rok 2001, ja - trochę pokiereszowany emocjonalnie i bezrobotny - w tym stanie recital "Świat widzialny" był porażającym doświadczeniem. Oczywiście, upraszcza on Brodskiego, ale też wyciąga z niego esencję przynajmniej kilku kluczowych wątków - triumf ducha nad losem w jego najcięższym wydaniu, ironia i autoironia rozbrajające wszelki patos i cierpiętnictwo, liryzm bez czułostkowości - ba, z szorstkością nawet. Przy całej złożoności tej poezji - prostota elementarnych p