(repr. http://www.dvdbeaver.com (fot. 1-5)) Oglądając "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady" miałem nieodparte wrażenie, że oglądam późny, nieznany film Sama Peckinpaha . Wybitny aktor oraz debiutujący na dużym ekranie (z filmem telewizyjnym w dorobku) reżyser Tommy Lee Jones jest ulepiony z tej samej co on gliny, z twardych i wymagających, ale przejrzystych zasad Pogranicza. W jego filmie daje się wyczuć tą samą co u Peckinpaha tęsknotę za światem, w którym jest miejsce na przyjaźń, miłość, poświęcenie, także honor - w miejsce świata współczesnego, przesiąkniętego duchem konsumpcjonizmu, egoizmu, tymczasowości (domy na kółkach!), a także nałogowymi zakupami, mechanicznym seksem, bezmyślnym oglądaniem telewizji - wypełniającymi emocjonalną pustkę i czającą się za każdym rogiem nudę. Ten dualizm jest przez Jonesa przedstawiony wyrazistą, grubą kreską. Podobnie - żałosne, wyprane z emocji życie tępawego funkcjonariusza straży granicznej (świetny w tej roli Barry Pepper) i