Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2011

Na południe od Grande (Cormac McCarthy, "Rącze konie")

„Rącze konie” ukazały się w Polsce w 1996 roku, a więc w czasach, kiedy Cormac McCarthy był autorem kompletnie u nas nieznanym. Nic dziwnego, że przeszły bez echa. Dopiero w ostatnich latach, po Nagrodzie Pulitzera za „Drogę” i po Oscarach dla Coenów za ekranizację „To nie jest kraj dla starych ludzi”, otrzymaliśmy od wydawców (głównie Wydawnictwa Literackiego)  przyspieszony kurs jego twórczości w postaci aż sześciu książek w niecałe trzy lata. Do kompletu przekładów brakuje jeszcze dwóch tytułów, ale są one już zapowiedziane. Znając więc obecnie już zdecydowaną większość dorobku tego, uznawanego za żyjącego klasyka, pisarza, wróciłem po 15 latach do „Rączych koni”. Będąc szczęśliwym posiadaczem pierwszego wydania nie muszę czekać na reedycję (zresztą McCarthy’ego trzeba sobie dawkować w odstępach).

Life is a loosing game

Szkoda Amy. Nie podniecały mnie oczywiście tabloidowe doniesienia o jej kolejnych ekscesach, ale kibicowałem od kilku lat (dokładnie odkąd usłyszałem drugą płytę) jej zmaganiu z nałogami i demonami. Miała naprawdę wielki talent, niepowtarzalny głos, przedziwną, chropowatą ekspresję, szalenie prawdziwą w świecie gustującym w plastikowym, wygładzonym brzmieniu a'la Melua et consores (w najlepszym wypadku). Jej mocny, soczysty, gorzki album "Back to Black" to bodaj jedyna autentycznie wybitna płyta w muzyce rozrywkowej XXI wieku, nie licząc "Abattoir Blues/The Lyre of Orpheus" Cave'a. W dodatku - gdyby mierzyć wybitność zjawiska niemożnością jego podrobienia - szybko okazało się, że nie wystarczy zdublować brzmienie retro by powtórzyć jej sukces - że trzeba mieć jeszcze to COŚ. Przekonała się o tym wcale niemała grupa epigonek, np. Adele czy Aimee Anne Duffy - moim zdaniem z tego nurtu broni się jako tako tylko pierwsza płyta Duffy. Oczywiście wiadomo było,

Rozmowa z Jamesem Ellroyem ("Newsweek" nr 27/2011)

W "Newsweeku" (27/2011) ukazał się pierwszy w polskiej prasie wywiad z Jamesem Ellroyem, królem powieści kryminalnej. Poniższa publikacja jest wersją tej rozmowy sprzed redakcyjnych skrótów , a więc dłuższą (prawie dwukrotnie) niż ta, która ukazała się w tygodniku. Różni się też tłumaczeniem, dlatego zachęcam do zapoznania się również z wersją "gazetową" (link na dole posta).  Za zgodę na udostępnienie pełnego zapisu rozmowy specjalne podziękowania należą się p. Robertowi Ziębińskiemu , który ją przeprowadził.  Pozwoliłem sobie jedynie na poprawki korektorskie, sformatowanie tekstu, oraz nadanie własnego tytułu. A Ellroya uwielbiam za to, że nie przebiera w słowach, że ma czelność nazywać "Underworld USA" cyklem historycznym, powiedzieć o Philipie Marlowe "przestylizowana pizda" a o JFK "jebaka" i wydrwić ze szczętem poprawność polityczną. "Wprost" cytuje taką oto wypowiedź: " Nazwijcie mnie rasistą, nazwijcie mnie

Ukazał się piąty numer "Archipelagu"

Z radością odnotowuję ukazanie się kolejnego numeru e-kwartalnika bukinistycznego "Archipelag" . To kapitalne e-czasopismo jest oddolną inicjatywą grupy blogerów (a konkretnie - blogerek) na czele z Kamilą Kundą - Chihiro . Autorki, choć pochodzące z Polski, są rozproszone po całym świecie (m. in. Londyn, Berlin, Praga plus kilkanaście miast polskich - podejrzewam, że z tego rozproszenia wziął się też tytuł pisma), co daje im szalenie szerokie spojrzenie. Cenię "Archipelag" za oryginalne podejście do literatury i jej kontekstów (historycznych, geograficznych), a także za ciekawą koncepcję tematów przewodnich poszczególnych numerów, która pozwala na wielowymiarowe przyglądanie się rozmaitym literackim i okołoliterackim wątkom. W poprzednich numerach takimi tematami były: dom, miasto, przemijanie. W najnowszym, jak na sezon urlopowy przystało, motywem głównym jest droga. Choć nie jestem związany z "Archipelagiem", gorąco zachęcam do lektury, tym bardziej,