„Rącze konie” ukazały się w Polsce w 1996 roku, a więc w czasach, kiedy Cormac McCarthy był autorem kompletnie u nas nieznanym. Nic dziwnego, że przeszły bez echa. Dopiero w ostatnich latach, po Nagrodzie Pulitzera za „Drogę” i po Oscarach dla Coenów za ekranizację „To nie jest kraj dla starych ludzi”, otrzymaliśmy od wydawców (głównie Wydawnictwa Literackiego) przyspieszony kurs jego twórczości w postaci aż sześciu książek w niecałe trzy lata. Do kompletu przekładów brakuje jeszcze dwóch tytułów, ale są one już zapowiedziane. Znając więc obecnie już zdecydowaną większość dorobku tego, uznawanego za żyjącego klasyka, pisarza, wróciłem po 15 latach do „Rączych koni”. Będąc szczęśliwym posiadaczem pierwszego wydania nie muszę czekać na reedycję (zresztą McCarthy’ego trzeba sobie dawkować w odstępach).