James Ellroy: odludek, mizogin, arogant, niezachwianie przekonany o własnym geniuszu. Drwiący z Chandlera, za którego kontynuatora jest uważany. Trudno rozsądzić, czy ta poza jest przyjęta na poważnie, czy to kreowana świadomie prowokacyjna zgrywa. Zresztą - czy to ważne, skoro to prawdopodobnie najlepszy żyjący autor powieści kryminalnych na świecie? Jego dzieła są bezlitosnymi diagnozami brudów społeczeństwa amerykańskiego, sięgają do najmroczniejszych ludzkich instynktów, z chirurgiczną precyzją opisują nierozwiązywalne konflikty interesów i postaw moralnych (choć częściej niemoralnych). Tu dobro i zło to pojęcia zgoła abstrakcyjne, bo prawych i zdemoralizowanych nie sposób od siebie odróżnić. Tu być idealistą to największe przekleństwo. Tak było choćby w doskonałych „Tajemnicach Los Angeles”, znanych w Polsce przede wszystkim z równie doskonałej ekranizacji. Sukces tego filmu rozsławił Ellroya i jego największe dzieło – cykl „L. A. Quartet” (składają się nań „Czarna Dalia”, „Wie